Parzący problem na Dolnym Śląsku
fot. Nadesłane
Silne poparzenia, reakcje alergiczne, choroby narządów wewnętrznych, nowotwory, a nawet śmierć – o skutkach kontaktu z toksyczną rośliną mówi się ostatnio w całym kraju. Wszystko z powodu inwazji barszczu Sosnowskiego, który z łatwością zadomowił się w Polsce i każdorazowo wywołuje postrach również wśród mieszkańców Dolnego Śląska. Czy rzeczywiście jest taki groźny?
REKLAMA
Na terenie Polski możemy spotkać dwa gatunki obce barszczu. Pierwszy z nich to barszcz Sosnowskiego. Został sprowadzony z Kaukazu w połowie XX wieku w celach pastewnych. Kolejny gatunek to barszcz Mantegazziego, również przybył do nas z Kaukazu, lecz już jako roślina ozdobna i miododajna. Wkrótce wkradły się w rodzime ekosystemy i zajęły je w niekontrolowany sposób.
Obecnie we wschodniej Europie mamy do czynienia z inwazją barszczu Sosnowskiego. Jest to pozostałość po gospodarce prowadzonej w krajach bloku wschodniego. W ciągu kilku lat gatunek opanował całe areały wypierając przy tym rodzime gatunki i degradując środowisko. Na zachodzie głównym problemem jest barszcz Montegazziego. Jednak tam problem jest dużo mniejszy, ponieważ podejmowane są działania mające zniszczyć stanowiska rośliny i zapobiegać ponownemu odradzaniu.
Dr Zygmunt Dajdok z Instytutu Biologii Środowiskowej bada rośliny inwazyjne. – To niezwykle odporna roślina. Łatwo rozprzestrzenia się z wiatrem i z wodą. Nasiona mają długą zdolność kiełkowania, mogą przebywać w glebie nawet pięć lat. Zwalczanie jest bardzo trudne. Obecnie wykorzystuje się metody mechaniczne, polegające na usunięciu części naziemnej i podziemnej, a także chemiczne, lecz nie przynoszą one oczekiwanych rezultatów – tłumaczy.
Działać jednak trzeba i to jeszcze bardziej intensywnie. Ilość nowych stanowisk nasila się z roku na rok, a skutki zaniedbań mogą być tragiczne. – Musimy brać pod uwagę skutki społeczne i przyrodnicze. Przede wszystkim barszcz powoduje problemy zdrowotne u ludzi. Głównie narażone na szkodliwe działanie toksyn mogą być małe dzieci oraz osoby uczulone na substancje, które zawiera barszcz. Ponadto zmniejsza bioróżnorodność zarówno wśród roślin jak i zwierząt. Zagłuszając funkcjonowanie rodzimych roślin, wpływa negatywnie na żerujące na nich owady – mówi dr Zygmunt Dajdok.
Stale brakuje pomysłów na skuteczną walkę, ponieważ nie ma służb, które zajęłyby się problemem kompleksowo. Jak można uniknąć zagrożenia? – Przede wszystkim nie możemy popadać w panikę. Ten problem nie narodził się w tym roku. Jest to skutek wieloletnich zaniedbań, braku odpowiedniej instytucji, chęci ograniczenia ekspansji czy nawet ogólnej wizji obecnego stanu – komentuje Paweł Pomian z wrocławskiego koła Partii Zieloni.
Wrocławscy Zieloni napisali w tej sprawie petycję skierowaną do władz samorządowych na Dolnym Śląsku i we Wrocławiu. Teraz zbierają pod nią podpisy. Chcą, aby zostały wprowadzone konkretne systemy natychmiastowego reagowania, tam gdzie występują pojedyncze egzemplarze rośliny. Proponują też działania długofalowe na obszarach występowania silnej inwazji barszczu. Wykorzystując dorobek naukowy specjalistów chcą zabezpieczać takie tereny, usuwać rośliny i chronić przed dalszym jej rozwojem oraz przywracać pierwotny stan przyrody.
– Takie działania z pewnością przyniosą wymierny efekt. Stale pracuje się nad nowymi metodami niszczenia barszczu. Na takie cele można pozyskać pieniądze z wojewódzkich funduszy ochrony środowiska, ale gmina musi zgłosić projekt. Nie wiadomo jednak kto ma się tym zajmować. Z całą pewnością Straż Miejska nie jest odpowiednią instytucją, ponieważ ich działania ograniczają się co najwyżej do zabezpieczenia miejsca występowania barszczu – mówi Paweł Pomian, który jest inicjatorem tej akcji.
Najbardziej opłacalne są prace we wczesnym etapie, gdy jest jeszcze szansa na całkowite zatrzymanie rozwoju gatunków obcych. Warto wówczas podjąć starania. Apeluje o to prof. dr hab. Ludwik Tomiałojć z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Zlikwidowanie kilkunastu inicjalnych ognisk obcej formy jest jeszcze możliwe. Tymczasem wyplenienie już szeroko rozpowszechnionych gatunków bywa zgoła nierealne. Pozostaje wtedy tylko ponoszenie wszelkich niewygód i liczenie strat z powodu dawniejszego zaniechania. Apelować trzeba do władz lokalnych i zarządów zieleni o monitorowanie ekspansji obcych gatunków na podległych im terenach oraz o jak najwcześniejsze przeciwdziałanie.
W przyszłości regulacje prawne mogą się zmienić. Komisja Europejska nakazuje wprowadzić nowe rozwiązania dotyczące postępowania w stosunku do gatunków inwazyjnych zwierząt i roślin. Prawdopodobnie zostanie wówczas ustalone kto jest za to odpowiedzialny. Być może takimi sprawami zajmą się instytucje lub firmy wyspecjalizowane pod względem sprzętu, personelu, a także metod. Tymczasem trzeba stale kontrolować rozwój inwazyjnych roślin oraz wykorzystując obecnie możliwe sposoby i środki finansowe zapobiegać ekspansji.
Petycję można podpisać w tym miejscu:
http://zmienmy.to/petycja/parzacy-problem-stworzmy-program-walki-z-barszczem/
Wydarzenie na Facebooku:
http://www.facebook.com/events/1592896577639187/
Obecnie we wschodniej Europie mamy do czynienia z inwazją barszczu Sosnowskiego. Jest to pozostałość po gospodarce prowadzonej w krajach bloku wschodniego. W ciągu kilku lat gatunek opanował całe areały wypierając przy tym rodzime gatunki i degradując środowisko. Na zachodzie głównym problemem jest barszcz Montegazziego. Jednak tam problem jest dużo mniejszy, ponieważ podejmowane są działania mające zniszczyć stanowiska rośliny i zapobiegać ponownemu odradzaniu.
Dr Zygmunt Dajdok z Instytutu Biologii Środowiskowej bada rośliny inwazyjne. – To niezwykle odporna roślina. Łatwo rozprzestrzenia się z wiatrem i z wodą. Nasiona mają długą zdolność kiełkowania, mogą przebywać w glebie nawet pięć lat. Zwalczanie jest bardzo trudne. Obecnie wykorzystuje się metody mechaniczne, polegające na usunięciu części naziemnej i podziemnej, a także chemiczne, lecz nie przynoszą one oczekiwanych rezultatów – tłumaczy.
Działać jednak trzeba i to jeszcze bardziej intensywnie. Ilość nowych stanowisk nasila się z roku na rok, a skutki zaniedbań mogą być tragiczne. – Musimy brać pod uwagę skutki społeczne i przyrodnicze. Przede wszystkim barszcz powoduje problemy zdrowotne u ludzi. Głównie narażone na szkodliwe działanie toksyn mogą być małe dzieci oraz osoby uczulone na substancje, które zawiera barszcz. Ponadto zmniejsza bioróżnorodność zarówno wśród roślin jak i zwierząt. Zagłuszając funkcjonowanie rodzimych roślin, wpływa negatywnie na żerujące na nich owady – mówi dr Zygmunt Dajdok.
Stale brakuje pomysłów na skuteczną walkę, ponieważ nie ma służb, które zajęłyby się problemem kompleksowo. Jak można uniknąć zagrożenia? – Przede wszystkim nie możemy popadać w panikę. Ten problem nie narodził się w tym roku. Jest to skutek wieloletnich zaniedbań, braku odpowiedniej instytucji, chęci ograniczenia ekspansji czy nawet ogólnej wizji obecnego stanu – komentuje Paweł Pomian z wrocławskiego koła Partii Zieloni.
Wrocławscy Zieloni napisali w tej sprawie petycję skierowaną do władz samorządowych na Dolnym Śląsku i we Wrocławiu. Teraz zbierają pod nią podpisy. Chcą, aby zostały wprowadzone konkretne systemy natychmiastowego reagowania, tam gdzie występują pojedyncze egzemplarze rośliny. Proponują też działania długofalowe na obszarach występowania silnej inwazji barszczu. Wykorzystując dorobek naukowy specjalistów chcą zabezpieczać takie tereny, usuwać rośliny i chronić przed dalszym jej rozwojem oraz przywracać pierwotny stan przyrody.
– Takie działania z pewnością przyniosą wymierny efekt. Stale pracuje się nad nowymi metodami niszczenia barszczu. Na takie cele można pozyskać pieniądze z wojewódzkich funduszy ochrony środowiska, ale gmina musi zgłosić projekt. Nie wiadomo jednak kto ma się tym zajmować. Z całą pewnością Straż Miejska nie jest odpowiednią instytucją, ponieważ ich działania ograniczają się co najwyżej do zabezpieczenia miejsca występowania barszczu – mówi Paweł Pomian, który jest inicjatorem tej akcji.
Najbardziej opłacalne są prace we wczesnym etapie, gdy jest jeszcze szansa na całkowite zatrzymanie rozwoju gatunków obcych. Warto wówczas podjąć starania. Apeluje o to prof. dr hab. Ludwik Tomiałojć z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Zlikwidowanie kilkunastu inicjalnych ognisk obcej formy jest jeszcze możliwe. Tymczasem wyplenienie już szeroko rozpowszechnionych gatunków bywa zgoła nierealne. Pozostaje wtedy tylko ponoszenie wszelkich niewygód i liczenie strat z powodu dawniejszego zaniechania. Apelować trzeba do władz lokalnych i zarządów zieleni o monitorowanie ekspansji obcych gatunków na podległych im terenach oraz o jak najwcześniejsze przeciwdziałanie.
W przyszłości regulacje prawne mogą się zmienić. Komisja Europejska nakazuje wprowadzić nowe rozwiązania dotyczące postępowania w stosunku do gatunków inwazyjnych zwierząt i roślin. Prawdopodobnie zostanie wówczas ustalone kto jest za to odpowiedzialny. Być może takimi sprawami zajmą się instytucje lub firmy wyspecjalizowane pod względem sprzętu, personelu, a także metod. Tymczasem trzeba stale kontrolować rozwój inwazyjnych roślin oraz wykorzystując obecnie możliwe sposoby i środki finansowe zapobiegać ekspansji.
Petycję można podpisać w tym miejscu:
http://zmienmy.to/petycja/parzacy-problem-stworzmy-program-walki-z-barszczem/
Wydarzenie na Facebooku:
http://www.facebook.com/events/1592896577639187/
PRZECZYTAJ JESZCZE